Groszowe sprawy, czyli czytamy z Lidlem

by 11/24/2016


Niespełna miesiąc temu Lidl zasłynął na nowo. A to wszystko nie za sprawą torebek od Wittchen, nie crocsami w zaskakująco niskiej cenie, ani też nie karpiami, które później gościły na co drugim świątecznym stole. Lidlowi znowu cudem udało się uzdrowić dużą część schorowanego społeczeństwa, którego zakupy również bywają nieziemsko zmęczone w komunikacji miejskiej. Otóż sieć sklepów zaszczyciła swoich klientów najlepszą z możliwych promocji, której regulamin oczywiście nie mógł umknąć polskiej elicie spryciarzy i mistrzom kombinatorstwa, czyli w skrócie Cebulakom, którzy wynieśli prawie cały asortyment sklepu, odnosząc puste i wybrakowane opakowania - żądając zwrotu pieniędzy z jakiego powodu? Oczywiście braku zadowolenia z jakości produktów (pomimo tego, że większość z tych produktów zostało zjedzonych albo spakowanych w plastikowe pojemniki i wywiezione do domu). Będąc pewnym swojej marki, Lidl nie spodziewał się jak przebiegli potrafią być szanowani klienci jego sklepów. Promocja sklepu okazała się być ogromnym strzałem w kolano i przez to skończyła się przedwcześnie (nie 30 listopada jak planowano, a 8 – przez to niestety większości nie udało się zrobić zapasów na święta). Jednak sieć wyszła z tego obronną ręką tworząc kolejną promocję na… nic innego jak cebulę! Jak pisali na swoim facebookowym profilu „Łez będzie dużo, ale na szczęście będą to łzy radości, bo od dziś cebulę mamy we wzruszająco niskiej cenie” – nie ukrywam, idealnie wybrnęli z poprzedniego upadku pokazując, że mimo dużych strat trzyma ich poczucie humoru, a i dla Cebulaków okazali się być łaskawi proponując oczywiście cebulę (w 70% niższej cenie!). 

źródło


Na otarcie łez

Ale nie o cebuli tutaj mowa, a o kolejnej odsłonie akcji Lidla – tym razem bardziej pozytywnej wizerunkowo i przyciągającej klientów jak lep na muchy. Niewątpliwe najbardziej udanym elementem promocji jest seria książek Lidla. Obecnie klienci mogą zdobyć kolejną – już czwartą z kolei pt. „Kuchnia polska według Karola Okrasy”. Poprzednie to „Ryby są super”, „Cukiernia Lidla” oraz pierwsza, którą była „Pascal kontra Okrasa”. Nam wczoraj udało się odebrać najnowszą z kolekcji książkę i dzięki temu mamy w swoim posiadaniu aż 3 z 4 wyżej wymienionych :) 

Seria książek Lidla, to pozycje, które większość młodych (ale nie tylko) kobiet (w sumie dla panów lubiących spędzać czas w kuchni również jest to nie lada gratka) pragnie mieć w swojej domowej biblioteczce. Przede wszystkim dlatego, że pięknie wyglądają. Wszystkie są takiej samej wielkości, więc równym rzędem mogą stać na jednej półce. Twarda, przyjemna oprawa, solidne wykonanie, twardszy papier i ciekawe, kolorowe i wykonane z zamiłowaniem fotografie. To wszystko sprawia, że każda kolejna książka będzie tak samo chętnie oczekiwana, jak poprzednie. 

źródło

Chlebem i solą

„Kuchnia polska według Karola Okrasy” wyróżnia się od pozostałych czerwonym grzbietem. To rzuca się w oczy od samego początku – okładka również jest bardziej kolorowa, niż poprzednie. Co więcej, oprócz zdjęć dań i produktów pojawiają się ilustracje wykonane przez grafika znanego głównie z plakatu reklamowego „Papierosy są do dupy” - Andrzeja Pągowskiego. Do współpracy, oprócz Karola Okrasy, zostały zaproszone osoby z konkretnych dziedzin kulinarnych – jak m.in. Grażyna Wyrwas – promująca dania kaszubskie, Maia Sobczak – blogerka lubująca się we wszelkiego rodzaju kaszach, Gieno Mientkiewicz - serowar, Grzegorz Russak – pan specjalizujący się w daniach tradycyjnych –w tym również w kiełbasach, a także niezastąpiona Dorota Wellman – dziennikarka, nowa twarz Lidla. Oprócz przepisów w książce znajdują się ciekawostki i wspomnienia dotyczące wyżej wymienionych osób. 
Dlaczego kuchnia polska? Ponieważ stare przepisy wygrzebane z babcinych komód również mogą być smakowite i nowoczesne, wystarczy dodać im odrobinę nowoczesności (np. poprzez sposób podania), lub po prostu na nowo przywrócić je do codziennej kuchni. Książka zawiera przepisy tradycyjnej kuchni polskiej, jednak nie tej tłustej i ciężkiej, a ciekawej, wykorzystującej typowe i najbardziej podstawowe warzywa, mięsa oraz kasze. Jednocześnie przedstawione są przepisy kreatywnie łączące tradycyjne składniki w niekonwencjonalny sposób. Została podzielona na rozdziały tematyczne, którymi są: kapusta, burak, ziemniak, nowalijki, kasze i zboża, ptactwo, mięso, sery i mleko, leśne skarby, ryby – to te składniki są gwiazdami zaproponowanych dań. Na końcu natomiast znajdują się tradycyjne słone przepisy na potrawy świąteczne. Warto podkreślić, że jest to edycja z przepisami na słono. Czy zatem Lidl przygotowuje dla nas kolejną partię, tym razem z przepisami kuchni polskiej na słodko? O tym pewnie dowiemy się niebawem, jednak chodzą słuchy, że pojawi się ona już 28 listopada. Czy to prawda? Przekonajmy się!


Dla osób, które jeszcze nie mają swojego egzemplarza – oferta trwa do 30 listopada, zatem czasu już niewiele. Aby zdobyć nową książkę należy zrobić zakupy w Lidlu za 300 zł (każde wydane 50zł to jedna naklejka – należy uzbierać 6 naklejek). Do dzieła! / Ania

Na gładko proszę!

by 11/16/2016



Jest bardzo ważny w życiu każdego mężczyzny. Większość chłopców obserwuje go z niecierpliwością i cieszy się gdy "coś się ruszy", bo przecież każdy z nich (chyba) chce jak najszybciej stać się mężczyzną. W późniejszym okresie stale go pielęgnują, doglądają - każdy na swój sposób. Jedni czują się lepiej z krótszym, inni wolą dłuższy. O czym mowa? Oczywiście o zaroście.

Jak już wspomniałem można go pielęgnować na wiele sposobów. Jedni noszą brody długie po pas, drudzy skrupulatnie przystrzygają swój trzydniowy zarost. Są i tacy, którzy sprzeciwiają się wszechobecnej modzie na drwala czy innego krasnoluda i uparcie golą się na gładko. I tak jak na brodach zyskują coraz to bardziej popularne barber shopy, tak na goleniu biznes mają producenci maszynek oraz wszelakich golarek. Starając się wyjść naprzeciw oczekiwaniom swoich klientów, wypuszczają na rynek coraz nowsze i bardziej zaawansowane sprzęty, zapewniając o świetnej precyzji i delikatności swoich towarów. Dlatego gdy nadarzyła się okazja do przetestowania jednej z najbardziej zaawansowanych golarek na rynku - stwierdziłem - muszę ją mieć!
I tak po wypełnieniu ankiety i oczekiwaniu na rezultat, po kilku dniach dostałem informację. Będę testował golarkę Braun Series 9! 

Po jakimś czasie przyszła wyczekiwana paczka. Po odebraniu od kuriera od razu zabrałem się za rozpakowywanie, które możecie zobaczyć tutaj.


Piękna ta bestia

Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Golarka prezentuje się bardzo elegancko. Śmiem nawet powiedzieć, że jest ładna... i to bardzo. Projektanci odwalili kawał dobrej roboty. 

źródło

Wykonana jest z dobrego jakościowo plastiku oraz gumy. Nie jest za ciężka, pewnie trzyma się w dłoni. Głowica golarki jest ruchoma, co ma pomagać w dopasowywaniu się do twarzy, jednak gdy uznamy to za potrzebne mamy również możliwość jej zablokowania. Z tyłu mamy do dyspozycji również trymer do przycinania dłuższych włosów. Do tego dochodzi blokada podróżna i kilka mniej ważnych bajerów. Ogółem rzecz biorąc golarka sprawia wrażenie drogiego gadżetu. I słusznie, bo jej cena rynkowa wynosi około 1700zł!


Czas się ogolić

Co do samej pracy urządzenia nie mam większych zastrzeżeń. Golarka jest względnie cicha, bateria wystarcza na około 5-6 goleń (w moim przypadku), a do jej pełnego naładowania wystarczy zaledwie godzina! Samo golenie jest dość proste, jednak przy mojej jakże cudownie rzadkiej i wybiórczo rosnącej brodzie, zdarzało się, że zostawały pojedyncze włoski. Tutaj maszynka manualna ma przewagę. Na dużą pochwałę zasługuje to, że nie ma mowy o zacięciach i kolejnych "krwawych" porankach. Do tego skóra jest idealnie gładka i wolna od podrażnień - na czym najbardziej mi zależało. No i koniec z piankami, bo golić możemy się zarówno na sucho jak i na mokro pod prysznicem.

Coś jeszcze?

W zestawie dostałem również futerał podróżny, oraz stację dokującą slesz czyszczącą slesz ładującą. Szczytem designu może i ona nie jest, ale dobrze spełnia swoją funkcję.

źródło

Pełne czyszczenie zajmuje kilka minut, a golarka po tym zabiegu jest jak nowa. Dodatkowo towarzyszy jej świeży, cytrynowy zapach. Wkłady czyszczące do najtańszych nie należą, jednak patrząc na cenę golarki uważam, że chyba nie należy oszczędzać na konserwacji. 

A więc:

Po kilkutygodniowych testach, bez wahania mogę stwierdzić, że Braun Series 9 jest bardzo dobrym produktem, ALE przeznaczonym bardziej dla osób, które golą się codziennie i/lub mają mocny, twardy zarost. Dla mnie, któremu ogolenie się raz w zupełności wystarcza na tydzień, byłby to wydatek zbędny. Jednak gdybym miał polecić ją komuś, kto chce zainwestować niemałe pieniądze w porządny sprzęt do golenia - zrobiłbym to.  /Damian
Obsługiwane przez usługę Blogger.